Pracowałam na etacie prawie dziesięć lat. Biorąc pod uwagę, że właśnie skończyłam trzydzieści dwa lata to prawie jedna trzecia życia. Długo, prawda? Ale dopiero teraz to widzę, podsumowując ten czas i patrząc na liczby. Na co dzień, gdy człowiek wstaje co rano, nogi prowadzą do tej samej pracy, ludzi, potem na lunch, spotkania i do domu to jakoś leci. Firma płaci na czas, fotel przy biurku jest wygodny, widok z okna w porządku – można się przyzwyczaić. Nie ma powodów do narzekań.
Zaczynałam pracę w tej firmie od recepcji tzw. pokoju do korespondencji. Później zostałam asystentką działu obsługi klienta a jeszcze później asystentką Prezesa całej firmy. Te stanowiska dużo mnie nauczyły i przygotowały do tego, żeby spełnić marzenie o byciu managerem. Najpierw młodszym, później już oficjalnie managerem. Jednak, tak szybko jak nim zostałam tak szybko chciałam to porzucić. To właśnie zaraz po awansie zdecydowałam się na gap year i podróż dookoła świata w pojedynkę.
Jedyną pewną rzeczą jest zmiana
Gdy wróciłam, moje stanowisko na mnie czekało. Nadal byłam managerem w jednej z warszawskich korporacji. Odpowiadałam za marketing internetowy, czyli dla co niektórych praca marzeń – płacili mi m.in. za siedzenie na Facebooku. Dobry pracodawca, skoro pozwolił mi na rok przerwy i powrót, prawda? Prawda. Dlatego nie chciałam go opuścić po powrocie. Czułam, że jestem mu coś winna albo chociaż w ten sposób podziękuję. Ciągła rotacja, zmiana szefów, asap'y, power point, malowanie trawy na zielono w Excelu, marketing, sprzedaż, targety… to znów była moja codzienność. Praca w korporacji polegała na ciągłym ładowaniu taczki. Nakładania ciężką łopatą piachu na nią, a jak się spocisz to często okazuje się, że twój wysiłek poszedł na marne. Jak Syzyf pchałam swój kamień bez widocznych rezultatów. To nie może być moja droga. Może kiedyś, ale nie teraz.
Od czasu podróży dookoła świata w pojedynkę zaczęłam patrzeć na pracę inaczej. Szukałam misji w tym co robię, pomocy innym albo chociaż większego sensu. W korpo go nie widziałam.
W korporacji ciągle powtarzali „przyzwyczaj się, jedyną pewną rzeczą jest zmiana”. Chyba mieli racje i przyzwyczaiłam się. Jak długo się siedzi w jednym miejscu to trzeba odbezpieczyć granat, rzucić go i odskoczyć. To właśnie robiłam przez te kilka miesięcy nieobecności na blogu. Musiałam się skupić na sobie i zapoznać z instrukcją jak odbezpieczyć swój granat i rzucić tak żeby dobrze odskoczyć.
To nie była łatwa decyzja. Rozstać się z bezpieczną przystanią, nie wiedząc co dalej, ale dzięki temu czuję się lepiej. Lepiej sypiam i czuję się lepiej sama ze sobą. Wiem, że to nie wystarczy, żeby żyć, ale to dobry start.
Po prawie 10 latach zrezygnowałam z etatu. Czy się boję?
No ba! Boję jak cholera, ale tak bardzo w środku tego chce, że muszę spróbować, żeby za kilka lat wiedzieć, czy opłacało się zaryzykować. Nie chce żałować, że nie spróbowałam. Życie wydaje się za krótkie, żeby nie spełniać marzeń albo chociaż próbować.
I co teraz zamierzam?
Mam pewien pomysł, którego nie można jeszcze nazwać konkretnym planem. Słucham swojego serca, które od kilku lat podpowiada mi żebym spisała niesamowite historie, które przydarzyły mi się w podróży i napisała książkę o mojej podróży dookoła świata w pojedynkę. Napisałam ją.
Jest to pełna humoru i przygód prawdziwa historia o przyjaźni, miłości i poznaniu siebie z egzotyką Filipin, Bali, Australii, Hawajów, Kalifornii w tle. Tutaj możesz pobrać pierwszy rozdział mojej książki - ZA DARMO!
Oprócz książki, nadal działam, szukam swojej drogi, swojego powołania, bo wierzę, że gdzieś tam jest. Trzy lata po napisaniu tego wpisu na blogu, nagrałam filmik na You Tube, opowiadający moją historię odejścia z etatu. Znajdziesz go tutaj: Odejście z etatu - moja historia
11 thoughts on “Jedyną pewną rzeczą jest zmiana – pożegnałam się z etatem”
„Życie jest za krótkie, by nie spełniać marzeń” – to jest prawdziwa istota rzeczy !!! Trzeba próbować spełniać marzenia, bo to daje radość, energię i moc !!! Dziękuję za ten post !!! Ja już za długo zasiedziałam się w swojej pracy i mam jej coraz bardziej dość. Dajesz mi nadzieję, że jednak można !
Pozdrawiam serdecznie :))
Dokładnie ♥️ trzeba próbować! Dziękuje i powodzenia Ula 🙂
Wow, też myślę o odejściu z etatu. Trzymam kciuki za książkę, jak byś potrzebowała pomocy w pisaniu, komentarza do tekstu, to służę pomocą ?
Oj moja droga 🙂 zrobiłam tak samo. Kurczę dosłownie tak samo. Od recepcjonistki w warszawskiej korpo po dyrektora. Po awansie na dyr, zostawiłam pracę bez planu na przyszłość. Dlugie miesiące na bezrobociu, strach oczywiscie o kazda złotówke ale po miesiącach ciężkich przemyśleń, dzostałam….. kucharzem. 3/4 znajomych łapie się za głowę, wręcz pytają się z dziwnymi intencjami, jak to jest spaść tak nisko w hierarchii zawodowej. Mnie jednak nie interesuje to co oni myślą, a w tym roku chce otworzyć własną działalność i żyć z gotowania i pieczenia. Jak byś miała dni zwątpienia i dużego strachu, możesz do mnie napisać (do koleżanki po fachu hehehhe)
Aga ♥️♥️♥️ Masz rację trzeba robić swoje i nie oglądać się na innych ☺️ Dziękuję!
Powodzenia Kochana! Jestem pewna, że to dobra decyzja. Nawet wczoraj w parku spotkałam koleżankę, która olała pracę bez perspektyw, poszła za głosem szczęścia i spełnia się w 200% robiąc własne warsztaty itd. Aż było widać błysk w jej oczach 🙂 Czekam na książkę, już się zapisałam do newslettera. Powodzenia! :*
Dziękuję Kinga!!
Czekam na ksiazke?Trzymam kciuki.Malgosia
Ogromne gratulacje! Mało kto decyduje się na taki krok! Powodzenia i rozwoju 🙂
Hej:)postapilem podobnie pracowalem 7 lat w korporacji..i z dnia na dzien zdecydowalem sie to wszystko rzucic :)narazie jestem w kuala lumpur od 2 jade do Australii …poprosze o jakies wskazowki:)
Hej Robert! Trzymam kciuki 🙂 Co chciałbyś wiedzieć?