Co jest miarą sukcesu człowieka? Poniższy artykuł napisany został przez Natalię Lewczuk, autorkę książki "Sukces", które jest dostępna w sprzedaży na moim blogu (link zostawiam na końcu wpisu) Natalia zaprosiła mnie do swojego projektu, którego celem jest próba zdefiniowania słowa "sukces". Definiuje to słowo oczami bezdomnych, milionerów, a także marzycieli, takich jak ja. To bardzo mądra, młoda dziewczyna - serdecznie polecam książkę i wpis :)
Sukces. Słowo powszechnie znane, a jednocześnie wciąż tajemnicze.
Zastanawialiście się kiedyś na tym, co ono tak naprawdę oznacza? Ludzie są w stanie poświęcić naprawdę wiele, by go osiągnąć. Często wyścig ten rodzice rozpoczynają jeszcze przed narodzinami dziecka. Musi być ono małym geniuszem, znać dziesięć języków obcych, grać na kilku instrumentach i mieć czarny pas w karate, a to wszystko najlepiej jeszcze przed pierwszymi urodzinami. W późniejszych latach najważniejsze wydają się być stopnie w szkole, wykształcenie i oczywiście kariera powiązana z wysokimi zarobkami. Tylko czy to właśnie jest sukces? Czym on tak naprawdę jest? Ludzie bez zastanowienia powielają schematy nie zastanawiając się nawet, dokąd one prowadzą. Muszę przyznać, że sama również nigdy nie zastanawiałam się głębiej nad tym, do czego dążyłam.
Od zawsze słyszałam, że trzeba się do wszystkiego przykładać, ciężko pracować, być sumiennym i jak najlepszym w każdej dziedzinie życia.
Kiedy odkryłam i pokochałam sport, od razu postanowiłam przekierować większość swojej uwagi w jego kierunku. Naturalnym było, że chciałam być w nim jak najlepsza. Zaczęłam wstawać o 4 nad ranem, przychodzić przed treningami i zostawać po. Dosłownie każdą chwilę postanowiłam poświęcić na doskonalenie się. W szkole pod książkami miałam artykuły na temat przygotowania fizycznego i diety, w autobusie oglądałam filmiki techniczne, a w domu bez przerwy machałam rakietą przed lustrem. Nie raz nie mogąc spać w nocy, wychodziłam na spacer z piłeczką tenisową. Muszę chyba przyznać rację mojemu trenerowi, że zdecydowanie mam obsesję i nie jestem pod tym względem zdrowa psychicznie.
Tym ciężej mi było, gdy przytrafiła mi się bardzo poważna kontuzja – zerwałam więzadła krzyżowe w kolanie… W jednym momencie lata pracy, marzenia i plany stanęły pod znakiem zapytania. Sportowcy często definiują się ze sportem i to on wyznacza ich osobowość. Tracąc zdrowie czułam jakby skończył się cały mój świat. Nie mogłam przestać myśleć o tym, co jeszcze niedawno było moją rutyną i wielu rzeczy nawet nie doceniałam. Właśnie wtedy zaczęłam zastanawiać się nad tym, do czego tak naprawdę dążyłam. Co takiego muszę zdobyć, jaki mieć ranking, ile zarobić pieniędzy itd., by to był sukces?
Nie mogłam sama znaleźć odpowiedzi, więc postanowiłam spytać innych ludzi.
Jednak nie chciałam sama wybierać osób, z którymi mogłabym porozmawiać. W końcu pewna byłam tylko tego, że nie mam pojęcia, czym jest ten cały „sukces”. Postanowiłam dotrzeć do jak najróżniejszych ludzi – od bezdomnych po milionerów. Według mnie, każdy może nas czegoś nauczyć i warto wysłuchać wszystkich.
Starałam się znaleźć ludzi z różnych środowisk i o różnym statusie społecznym. Jednych poznałam przez przypadek zagadując na ulicy, z niektórymi rozmawiałam w szpitalu po mojej operacji kolana, a do jeszcze innym pisałam maile lub rozmawialiśmy na kamerkach. Udało mi się nawet przyłączyć do pewnej fundacji wydającej posiłki osobom bezdomnym i zobaczyć ich pracę od środka. Rozmawiałam również z ludźmi z zagranicy m.in. z reżyserką filmową z Islandii. Naprawdę wiele nauczyłam się realizując ten projekt.
Dopiero po czasie dostrzegłam, że to dzięki tej kontuzji mogłam poznać mnóstwo wartościowych rad i przestróg na całą resztę życia.
Oczywiście sportu nie odpuściłam i po roku rehabilitacji udało mi się wrócić. Teraz mam jednak zupełnie inną perspektywę i wiem już, że tak naprawdę nic nie muszę (choć mogę i zdecydowanie dalej chcę 😊). Nauczyłam się, że życie to nie tylko chwile triumfu, zwycięstwa i kolejno odhaczane cele. Żeby ich doświadczać, trzeba najpierw być gotowym znieść naprawdę wiele. Chyba właśnie dzięki tym trudnościom i wylanym łzom późniejsze „sukcesy” sprawiają aż tyle radości.
Moja przygoda ze sportem dopiero się zaczyna...
i bardzo cieszę się, że potrafię już teraz spojrzeć na niego w inny sposób niż dawniej. Mam wrażenie, że chyba nabrałam dużo więcej pokory nie tylko do samej dyscypliny, wkładanej pracy, ale również „porażek”. Rozumiem, że nawet dając z siebie absolutnie wszystko, trzeba być gotowym na przegranie meczu 0/6 0/6, choć zostawiło się na korcie całe serce. Czasami przeciwnik zagra lepiej, czasami mimo najszczerszych chęci nie będę w mojej najlepszej dyspozycji, a czasami doznam w meczu kontuzji. Trzeba umieć to zaakceptować i jeszcze w tej samej chwili wrócić do tytanicznej pracy, by dalej stawać się coraz lepszą.
Wiele osób opowiadało mi o tym, że to nie sam cel jest najważniejszy, a droga. Jeśli nie nauczymy się nią cieszyć, to bez znaczenia jest to, do czego dążymy. Droga sama w sobie stanowi jakieś 99% czasu, a sam efekt to tylko chwila. Trzeba umieć cieszyć się również z tych przeciwności i rozumieć, że to one nas kształtują, wzmacniają i pozwalają się rozwijać.
Z perspektywy czasu moja cierpliwość została wystawiona na jeszcze większą próbę,...
bo po roku rehabilitacji kolana okazało się, że konieczna będzie kolejna operacja – kostki… Czyli jeszcze jeden rok rehabilitacji. Kiedy w końcu wróciłam po raz drugi, to znów zerwałam więzadła krzyżowe w kolanie. Taka ze mnie oferma. Tym razem wiedziałam, że nie mogę mieć trzeciej operacji, bo już nie wróciłabym do zawodniczej gry. Musiałam zacząć trenować z pełnym obciążeniem, grać sparingi i zbierać doświadczenie na turniejach. Dosłownie wszyscy wokół mówili mi, że to niemożliwe uprawiać sport (tym bardziej wyczynowy) bez tych więzadeł. Nawet mój własny trener od przygotowania fizycznego nie dawał mi żadnych szans. Wiedziałam jednak, że nie mam wyjścia i postanowiłam przynajmniej spróbować. Sama sobie zadałam pytanie o to, czego tak naprawdę chcę. Albo stawiam dosłownie wszystko na sport, albo teraz go zostawiam. Musiała jednak być to tylko i wyłącznie moja decyzja. Postanowiłam przynajmniej spróbować. Pomyślałam, że jak nie dam rady, to trudno, ale na słowo nikomu nie uwierzę. Musiałam poczuć sama, że rzeczywiście nie jestem w stanie dalej grać.
Z biegiem czasu ból jednak minął, zadbałam o stabilizację mięśniową kolana i dla bezpieczeństwa postanowiłam grać w specjalnej ortezie, choć bez problemu byłabym w stanie robić wszystko również bez niej. Nigdy więcej nie dam sobie wmówić, że czegoś nie jestem w stanie zrobić. Czy będę grała zawodowo? Nie wiem. Na pewno zrobię wszystko, aby zrealizować swoje marzenia i jeśli je zostawię, to tylko na własnych zasadach i z własnej woli. Obecnie dopiero zaczynam grać pierwsze turnieje, ale te wszystkie doświadczenia sprawiają, że chyba nikt nigdy nie zrozumie tego, co czuję wchodząc na kort czy biegnąc w meczu sprintem za żółtą piłeczką.
Chciałabym Ci tylko, drogi czytelniku, powiedzieć, że...
cokolwiek chcesz w życiu osiągnąć, kimkolwiek stać się – to nigdy, przenigdy nie daj sobie wmówić, że jesteś za słaby, nie dość dobry, nie dasz rady lub coś jest niemożliwe. „Niemożliwe” to tylko duże słowo, które znaczy tak niewiele. Bez znaczenia jest to, czy marzysz o karierze sportowej, założeniu firmy czy może chcesz opłynąć pontonem świat. Możesz równie dobrze chcieć zagrać na flecie hymn Andory siedząc o wschodzie słońca na dachu ratusza. Cokolwiek sobie postanowisz, to tylko Twoje marzenie i nie daj go sobie odebrać. W książce wiele razy podkreślam, że oczywiście – nie ma gwarancji sukcesu, ale ludzie zapominają, że gwarancji porażki też nikt nam nie da. Będziesz ją miał tylko, jeśli sam odpuścisz.
Co jest miarą sukcesu człowieka?
Dopóki ta droga Cię uszczęśliwia, to cała reszta się nie liczy. Podobno najłatwiej spełnić marzenia, gdy wcale nie koncentrujemy się na efekcie końcowym, a właśnie na tej drodze. Ciesz się więc jej całością. Kiedy leżałam w szpitalu po kolejnych operacjach, nie było mi przykro tylko dlatego, że mogłam już nigdy nie podnieść kolejnych pucharów. Brakowało mi nawet łez po przegranych, sportowej złości, determinacji jaką czułam i możliwości ciężkiej pracy. Każdy rozdział w mojej książce zakończyłam jakimś cytatem pasującym do danej rozmowy. Jednym z nich są słowa Andrzeja Majewskiego: „Życie to taki dziwny teatr, gdzie tragedia miesza się z farsą, scenariusz piszą sami aktorzy, suflerem jest sumienie i nigdy nie wiadomo, kiedy otworzy się zapadnia.” Szczególnie istotna jest końcówka, bo życie jest dużo krótsze niż mogłoby się wydawać…
Linki:
- Książka Natalii Lewczuk "Sukces" dostępna jest w sprzedaży, np. tutaj: Książka "Sukces"
- Opinie o książce "Sukces" - Recenzja książki Sukces, Natalii Lewczuk