Jeśli śledzisz mojego bloga to wiesz, że mój gap year dostarcza mi wielu emocji i nie szczędzi atrakcji. Będąc w podróży dookoła świata powrót do Polski wyobrażałam sobie w różowych kolorach. Zwolnię tempo, poświęcę czas rodzinie i bliskim, zacznę delektować się codziennością i raz na jakiś czas odwiedzę zakątek świata z listy moich marzeń. Proste przyjemności, za którymi tęskniłam i na które nie mogłam sobie wcześniej pozwolić. Tak to widziałam w teorii, w praktyce powrót do Polski okazał się daleki od wyobrażeń. O szczegółach możesz przeczytać tutaj oraz w mojej książce "Dziewięć marzeń".
Wyobrażenie a rzeczywistość
Plan był świetny, ale moja natura, która uwielbia działać, nie mogła sobie z tym poradzić. Można powiedzieć, że zamieniłam plecak z podróży dookoła świata na walizkę i jeździłam z nią po Polsce i nie tylko, odwiedzając znajomych i realizując nowe pomysły. Tak naprawę przez cały czas byłam w drodze i czułam się już tym zmęczona, ale nie potrafiłam się zatrzymać.
Aż pewnej pochmurnej niedzieli życie postanowiło mi „pomóc” i zmusiło do zatrzymania się. Jechałam wtedy na kurs jogi, moje myśli przepełniała radość związana z wypoczynkiem w górach, poznaniem nowych asanów (pozycji jogi) i poświęceniem czasu na to, co lubię…
A 10 sekund później (albo całą wieczność później) obudziłam się cała we krwi i szkle od szyb samochodu, który jeszcze kilka chwil temu prowadziłam na pustej drodze. Rozejrzałam się, nie było przodu samochodu, a obok mnie leżał nieprzytomny pasażer. Straciłam przytomność. Tyle pamiętam z wypadku.
Pierwszą myślą po przebudzeniu w karetce nie były podróże, ani marzenia…
Życie przykuło mnie na kilka dni do szpitalnego łóżka, z którego nie mogłam wstać. Patrzyłam w sufit, okno… tylko ja i moje myśli. Jest ciężko, a Ty nie masz do czego uciec aby nie myśleć o tym, że jest źle. Zwykle uciekam w pracę, sport a tu nagle nic Ci nie wolno… i masz czas na analizowanie w głowie ostatnich doświadczeń, filozofowanie i zadawanie sobie pytań, na które nie znasz odpowiedzi…
Jak to się stało, że jesteś tu gdzie jesteś? Czemu przeżyłaś? Co chce to Ci pokazać ? Czegoś nauczyć? Za dużo myślenia szkodzi i chyba każdy z nas o tym wie. Nie polecam. Czas refleksji nad tym co dostałam od życia i co z tym robię, przeplatany kaszkami, bułkami z mortadelą (ah te szpitalne pyszności) i odwiedzinami najbliższych trwał 9 dni.
Po wyjściu ze szpitala moje życie przypominało wczasy w Ciechocinku. Przestałam mówić, że żyję wolniej, tylko zaczęłam to rzeczywiście robić. Lekarze nie owijali w bawełnę: „oprócz złamanego mostka i obrażeń zewnętrznych ma Pani krwiaka w mózgu, któremu musi Pani stworzyć warunki do wchłonięcia się. Proszę żyć powoli, bez szaleństw, stresów, sportu, alkoholu. Nie za dużo TV, nie za dużo czytania, trochę spacerów… Wie Pani, w co ten krwiak może się przerodzić, jeśli nie będzie się Pani stosowała do zaleceń?”
- wiem.
Powrót do Polski w trybie #slowlajf
Pierwszy raz w życiu czuję, że mam coś najcenniejszego na świecie - czas. Czas, dla kogo chcę, na co chcę. Gdy zatrzymałam się i przestałam uciekać w nadmierne działanie, stałam się uważniejsza. Nareszcie poświęcam się temu, czego pragnęłam, czyli rzeczom ważnym, na które wcześniej brakowało mi czasu. Dla przykładu lista moich małych przyjemności, które są częścią mojej codzienności:
- Spędzam czas z rodziną, a nie wpadam tylko na niedzielny obiad.
- Odwiedzam dalekich krewnych, których nie widziałam od lat.
- Robię rzeczy, które zawsze odkładałam na później.
- Chodzę na spacery z psem. Co ciekawe, pies moich rodziców polubił spacery ze mną. Jeszcze kilka tygodni temu Ares chował się za łóżkiem jak tylko zawołałam jego imię. Fakt, kilka razy zabrałam go na bieganie wieczorem i po tym zaczął się przede mną ukrywać. Jest malutki i okrąglutki, a ja próbowałam zachęcić go do sportu, na co widocznie nie miał ochoty. Teraz już nie biegamy, tylko chodzimy spokojnie nad stróżkę. On brodzi łapkami po wodzie i je trawę, zerkając co jakiś czas czy poświęcam mu uwagę, a ja siedzę na murku i śmieję się do niego. Dogadaliśmy się :)
- Dużo czytam. Zrobiłam listę książek, które chciałabym przeczytać podczas gap year i podążam wg niej.
- Rozpoczęłam intensywne studia coachingu. Już niedługo powiem Ci o tym więcej!
- Podróżuję z bliskimi po Polsce.
- Regularnie medytuję.
- Cieszę się dniem dzisiejszym i staram się nie wybiegać za bardzo w przyszłość.
- Częściej jestem offline.
- Czego nie robię?
- Unikam prowadzenia samochodu. Trochę się boję. Mam nadzieję, że z czasem to minie.
- Niestety jeszcze nie mogę uprawiać sportu. Tęsknię za bieganiem i jogą.
Zanim opuścisz tę stronę chciałabym opowiedzieć Ci historię…
31.grudnia 2015, poranek sylwestrowy, otrzymuję wiadomość, że host u którego miałam się zatrzymać, w ostatniej chwili anulował moją rezerwację. Sprawdziłam ceny pokoju w hostelach/ hotelach w Sydney… Doba hotelowa zaczynała się od 3 500zł za noc! „Pięknie! Wejdę w nowy rok, jako bezdomna!” – pomyślałam.
Dużo już przeżyłam w swojej podróży i wiedziałam, że ostatnią rzeczą, która mogłaby mi pomóc to stres czy nerwy. „Nie wiem jeszcze jak to rozwiążę, ale będzie dobrze”, przekonywałam sama siebie i czekałam na cud. Ktoś tam na górze cały czas nade mną czuwał i nie pozwolił abym długo czekała. Poprzez portal couchsurfing napisał do mnie Shiju, Hindus mieszkający prawie całe życie w Australii. Jego wiadomość brzmiała mniej więcej tak:
„Co prawda mam już ludzi wynajmujących ode mnie pokój, ale widząc jak potraktował Cię Twój host, chętnie Ci pomogę, jeśli nie przeszkadza Ci spanie w salonie. Zapraszam na Pyrmont na kilka dni.”
Mam gdzie spać! I to gdzie? W dzielnicy Pyrmont???
Wow! Mam nocleg i to w najlepszym miejscu, jakie mogłabym sobie wymarzyć! W sylwestrową noc zamieszkam 5 minut pieszo od największej imprezy w Sydney i fajerwerków, które w telewizji ogląda cały świat!
To był cud, nie mogę tego inaczej nazwać. Spędziłam u Shiju trzy, może cztery dni. Uczył mnie coachingu, medytowaliśmy razem, a pewnego wieczoru zapytał, czy skoro poznałam tylu Hindusów w swojej podróży to czy ktoś z nich wróżył mi z ręki? Odparłam, że nie i że chcę aby on to zrobił. Podałam mu lewą rękę, później prawą… Nie pamiętam dokładnie wszystkiego co mi powiedział.
Z jednej ręki wyczytał i opowiedział mi o mojej teraźniejszości – o tym, kim jestem i co mnie prowadziło, że znalazłam się tu gdzie jestem. Podałam mu drugą rękę a on zaczął mówić o tym, co się wydarzy w przyszłości. To co usłyszałam o teraźniejszości zrobiło na mnie wrażenie, natomiast do części o przyszłości podeszłam z dużym dystansem i humorem, bo wszystko wydawało się bardzo niedorzeczne. Mimo wszystko zapisałam sobie do notesu to co powiedział.
Jak wspomniałam wcześniej, ostatnio dużo czytam, nie tylko mądre książki, ale też to, co sama piszę? Czytając to z perspektywy czasu wiele spraw nabiera innego światła. Kilka dni po powrocie ze szpitala, wzięłam się za lekturę zapisków z podróży. Domyślacie się co znalazłam, gdy trafiłam na notatkę z wróżbą Shiju?
„… będziesz miała poważny wypadek samochodowy, ale nie martw się, przeżyjesz go.”
Gdy to przeczytałam ciarki przeszły mnie po całym ciele. Jak mogłam zapomnieć o tej rozmowie?
…
Przypadek?
Długo się nad tym zastanawiałam i zaczęłam łączyć kropki. Wszystko co dzieje się w naszym życiu jest ze sobą połączone i żadne niepowodzenie nie jest przypadkowe. Porażki, które spędzają nam sen z powiek, z biegiem czasu zamieniają się w szansę na lepsze, a także w lekcje, z których wychodzimy mądrzejsi. Bywa, że jesteśmy za słabi żeby wprowadzić potrzebną dla nas zmianę, więc życie przejmuje kontrolę i podejmuje za nas pewne kroki. Potrzebujemy tylko czasu żeby to dostrzec. Tak właśnie podchodzę do mojego wypadku i doświadczeń ostatnich miesięcy po powrocie do Polski. To musi mieć jakiś sens.
8 thoughts on “co słychać #lovelajf? Gap year ciąg dalszy”
Jestem w szoku z tą wróżbą i wypadkiem… Jeju… Życie jest niesamowite. Trzeba niekiedy zwolnić. I zgadzam się z Tobą – wszystko dzieje się po coś… Zdrowiej 🙂
Zgadzam się, życie jest niesamowite i trzeba kiedyś zwolnić! Dobrze, że wszystko tylko tak się skończyło.
Jestem w szoku z tą wróżbą i wypadkiem… Jeju… Życie jest niesamowite. Trzeba niekiedy zwolnić. I zgadzam się z Tobą – wszystko dzieje się po coś… Zdrowiej 🙂
Zgadzam się, życie jest niesamowite i trzeba kiedyś zwolnić! Dobrze, że wszystko tylko tak się skończyło.
Też kiedyś ktoś wróżył mi z ręki i przepowiedział przyszłość, ale osobie stojącej obok. Trochę przerażające.
Zdrowiej i ciesz się życiem w zwolnionym tempie, na pewno nic ważnego nie ucieknie. Carpe diem 🙂
Okazuje się, że życie w zwolnionym tempie też może być całkiem przyjemne 😉 Dzięki wielkie!
Też kiedyś ktoś wróżył mi z ręki i przepowiedział przyszłość, ale osobie stojącej obok. Trochę przerażające.
Zdrowiej i ciesz się życiem w zwolnionym tempie, na pewno nic ważnego nie ucieknie. Carpe diem 🙂
Okazuje się, że życie w zwolnionym tempie też może być całkiem przyjemne 😉 Dzięki wielkie!